To sprawiło, że rodzina odwróciła się ode mnie. Autor: Amelia Krug. 10:20 17.03.23. Siedzę i myślę, co zrobiłam źle. źródło: YouTube/KCAU-TV Sioux City. Przykłady użycia Się ode mnie odwróciła w zdaniu i ich tłumaczeniach Nie odejdę póki nie powiesz mi co się zmieniło. Dlaczego się ode mnie odwróciłaś od nas?Miałyśmy być dziś zespołem powiedziałaś mi co mam zrobić i się ode mnie odwróciłaś?Interessant denn in meiner Welt… warst du diejenige die mir den Rücken zugewandt hast den einzigen Menschen der sich je um mich gekümmert hat dazu gekriegt sich von mir hat immer versucht dein Herz von meinem getrennt zu halten. Wyniki: 14, Czas: Się ode mnie odwróciła w różnych językach Czeski -se ode mě odvrátila Słowo przez tłumaczenia słowa Wyrażenia w porządku alfabetycznym
Moja przyjaciółka się ode mnie odwróciła, co robić? 2014-10-10 18:58:28 Połowa klasy dziewczyn odwróciła się ode mnie 2011-01-29 11:37:17 Załóż nowy klub
Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. She turned on me she turned her back on me Rodzina odwróciła się ode mnie plecami. Lumen widzi mnie takiego, jaki naprawdę jestem i nie odwróciła się ode mnie. Wciąż nie mogę przeboleć, że mama odwróciła się ode mnie kiedy przechodziłam odwyk. Ponieważ połowa dziewczyn z nie odwróciła się ode mnie. Może to nie ma znaczenia, ale Ann jako jedyna nie odwróciła się ode mnie. Dziewczyna odwróciła się ode mnie, Tone umarł, Federalnych mam na głowie. My girl turned on me, Tone is dead, the Feds are on my back. Gdy odwróciła się ode mnie cała rodzina, on jeden we mnie wierzył. Only one believed in me when nobody in the family would. Moja odwróciła się ode mnie, dlaczego sądzisz, że Bo tego nie zrobi? Mine turned on me, so what makes you think Bo won't do the same to you? Nie pozwoliła, bym stał się tym, kim miałem być, a potem odwróciła się ode mnie przez wstyd... Gdy stałam się taka jak ona, odwróciła się ode mnie. Odwróciła się ode mnie Matka i Mark Darcy. Odwróciła się ode mnie plecami i przeklęła mnie. Jednak odwróciła się ode Mnie i przeklęła Mnie. Przez ciebie Becky odwróciła się ode mnie. Teraz odwróciła się ode mnie. Moja rodzina odwróciła się ode mnie. Przez ciebie odwróciła się ode mnie jedyna osoba, której na mnie zależało. The only person that ever looked out for me in my entire life - You got her back to turn. A to, że moja najlepsza przyjaciółka, zamiast mnie wspierać, odwróciła się ode mnie... No results found for this meaning. Results: 21. Exact: 21. Elapsed time: 69 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200
Na szczęście Will się nie obraził. Wstając, złapałam naczynie, by po sobie posprzątać, a on natychmiast je ode mnie odebrał, prosząc, bym się nie kłopotała. Wydawał się jednak zadowolony z mojej postawy. To dobrze, bo naprawdę zależało mi na zrobieniu jak najlepszego wrażenia. fot. Adobe Stock, Miguel Byłam silna. Za siebie i za córkę. Zaciskałam zęby, gdy wyła pod moimi drzwiami, ale jej nie wpuściłam. Miałam nadzieję, że ją uratuję. Uważam, że świat napędza niesprawiedliwość. Jednym wiedzie się dobrze, innym źle, i nie ma na to żadnej reguły. Nie możesz powiedzieć – będę robił tak i tak, będę myślał tak i tak, i to zapewni mi spokój duszy oraz bezpieczeństwo materialne. Nie – recepta na zadowolenie, która sprawdziła się u jednego, u innego nie działa. Coś, co doprowadziło do zguby jedną osobę, inną wynosi na szczyt. – Nie może pani nieustająco wybaczać swojej córce – powiedział mi profesor T., który ma wielkie osiągnięcia w wyciąganiu ludzi z uzależnień. – Ona może przyrzekać, że już więcej nie weźmie, i nawet będzie tego chciała, ale narkotyk jest od niej silniejszy. Doskonale o tym wiem. Maja zaczęła brać w trzeciej klasie liceum. Zaczęła od dopalaczy, potem amfetamina, kokaina. Dowiedziałam się o tym przed maturą, gdy przyłapałam ją na podkręcaniu się amfą. Nie mogłam uwierzyć, że moja grzeczna dziewczynka bierze. Przecież miała być pisarką, dziennikarką, gwiazdą telewizji – Ty i te twoje rojenia! – krzyczała mi wtedy w twarz. – Nigdy nie spytałaś, kim ja chcę być, jakie mam marzenia, co chcę zrobić ze swoim życiem. Mam wrażenie, że wtedy wcale nie wsłuchiwałam się w jej słowa. No bo co może wiedzieć o życiu niespełna dziewiętnastoletnia dziewczyna, prawda? To rodzice wiedzą, jak ustawić dziecku życie. Dla mnie najważniejsze było co innego – skąd wzięła pieniądze na narkotyki. – Skąd? – Maja zmrużyła oczy. – Dawałam dupy. Stąd. Nie uwierzyłam. Nie chciałam uwierzyć. Bo to by znaczyło, że mój mąż miał rację. – Widzisz tylko to, co chcesz widzieć. To dotyczy mnie, Majki i całego świata. Nie chcesz widzieć prawdy, bo to by znaczyło, że życie przestanie być wygodne, a ty zaczniesz się martwić. A przecież ty nie lubisz się martwić. To prawda. Nie lubiłam się martwić Zamykałam więc oczy na każdą niewygodną prawdę. Na to, że mąż ma problemy z sercem i nie wolno mu pracować ponad siły. Na to, że moja córka jest narkomanką… Ale pewnego dnia nie było już możliwe, bym zamiatała problemy pod dywan. Mąż zmarł na serce, a córka nie zdała matury. Pobudka była bolesna. Zrozumiałam, że wreszcie czas stać się taką matką, jaką myślałam, że jestem. Zaczęłam nawiązywać kontakt ze swoją córką. Nie było łatwo. Była nieufna, wrogo nastawiona, nie mogła uwierzyć, że się zmieniłam. A ja tak bardzo chciałam ją przekonać, że to prawda, że stałam się najbardziej rozumiejącą matką wszechświata. Myślę, że prowadziło mnie także poczucie winy. Uznałam, że to ja wepchnęłam Maję w objęcia nałogu – moje wymagania, moja ślepota, i w gruncie rzeczy moja obojętność. I pogarda. Uważałam, że ja wiem najlepiej, i nikt nie ma prawa do własnego zdania. To właśnie jest pogarda. Przez kilka kolejnych lat próbowałam udowodnić Mai, że moja miłość jest szczera. I tak jak kiedyś nie pozwalałam jej na nic – teraz pozwalałam na wszystko. Tłumaczyłam jej każde zachowanie. Płaciłam krocie za kolejne odwyki – i tylko płakałam razem z nią, gdy znów wpadała w ciąg. – Kochanie – błagałam. – Przestań. Masz 22 lata, przed sobą całe życie, mnóstwo szans. – Obiecuję – mówiła. – To ostatni raz. Pozwól mi ostatni raz… Maja staczała się, a ja byłam bezradna. I wtedy dowiedziałam się o profesorze T., który już wielu młodych narkomanów wyciągnął z uzależnienia. Prawdziwy cudotwórca. To właśnie on powiedział, że muszę postawić tamę. – Dopóki ona będzie wiedziała, że ma dokąd pójść, że jest miejsce, gdzie zawsze ją odratują, zrozumieją, wybaczą, nigdy tak naprawdę nie odstawi narkotyków – powiedział. – W pewnym momencie trzeba powiedzieć dosyć i zatrzasnąć przed nią drzwi. – Ale to moja córka… – patrzyłam na niego wstrząśnięta. – To przeze mnie! – Proszę pani, dziś ważne jest tylko to, kto jest winien, że wciąż bierze. Dał mi książkę do przeczytania. Tam były historie rodzin, które walczyły z nałogami swoich bliskich – narkomanią, alkoholizmem, hazardem i innymi. Wynikało z nich jasno, że współczucie i pomoc uzależnionym, którzy tak naprawdę nie chcą rzucić nałogu, tylko pogarszały sprawę. Oni czuli się usprawiedliwieni. Natomiast przecięcie wszelkich więzów i pozostawienie nałogowców samym sobie wywoływało w końcu wstrząs, który sprawiał, że wreszcie chcieli coś ze sobą zrobić. Profesor T. skontaktował mnie nawet z kobietą, Katarzyną, która przeszła to samo, co ja. Spotkaliśmy się w kawiarni – ja, ona i jej trzydziestoletni syn, Tadek, od siedmiu lat czysty. – Musi pani to zrobić – powiedziała Katarzyna z mocą i spojrzała z dumą na syna. – Walczyłam trzy lata, kiedy wreszcie wytłumaczono mi, że robię synowi najgorszą krzywdę. Więc zamknęłam drzwi. Bałam się, ale profesor miał rację. Popatrzyłam na Tadeusza. Skinął poważnie głową. – Musi pani zrozumieć, że narkoman jest jak człowiek opętany – powiedział cicho. – Siedzi w nim demon, który mówi mu, co ma robić, i co myśleć. A to sprowadza się do jednego – wziąć kolejną działkę. Jeśli tego nie zrobisz, on cię karze – bólem, nieustannym głodem ciała i duszy. I naprawdę potrzeba ogromnego wysiłku woli, by go pokonać. I proszę mi wierzyć, wizja sukcesów, spokoju, szczęścia i normalności nie jest dla uzależnionego wystarczająco wysoką nagrodą, by obudziła się w nim wola. To może być miłość lub strach. Mnie obudził strach. Gdy cała rodzina się ode mnie odwróciła, nie miałem gdzie spać, co jeść. Nie powiem pani, co robiłem, żeby zdobyć kolejne dawki – w oczach młodego mężczyzny przesunął się cień. – Nie jestem z tego dumny – dodał po chwili. – Ale pewnego dnia, wiele miesięcy po tym, jak stałem pod zamkniętymi drzwiami domu rodziców i błagałem, żądałem, żeby mnie wpuścili, a oni milczeli, dotarło do mnie, co robię. Mieszkałem już wtedy w ruderze, z innymi takimi jak ja, spałem w barłogu. Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było, że muszę poszukać kogoś, kto da mi kokę. I wtedy zobaczyłem, że jeden z tych, co ze mną mieszkał, umarł. Patrzyłem na jego otwarte oczy, usta, dostrzegłem jego wynędzniałe ciało. Rozejrzałem się wokół, i nagle dopadł mnie strach – że jeśli czegoś ze sobą nie zrobię, umrę jak on, sam, bez pomocy. W wieku 24 lat. Strach był tak wielki, że wystarczył, by pokonać wolę demona. Zgłosiłem się na odwyk. – Wrócił do domu dopiero trzy miesiące później – powiedziała jego matka. – Gdy był czysty. Patrzyłam na mężczyznę i wiedziałam, że muszę zrobić to samo. Więc gdy Maja po raz kolejny złamała słowo i przyszła na głodzie, by się wykąpać, zjeść i dostać pieniądze na kolejną działkę, nie wpuściłam jej do domu. Powiedziałam, że przyjmę ją, jak przyjdzie czysta, po odwyku. Takie jest życie? Co to za gadanie?! Zmieniła się w furię. – To wszystko twoja wina! – wrzeszczała. – Ty mnie do tego pchałaś, a teraz umywasz ręce? Nienawidzę cię! Och, wyzywała mnie od najgorszych, używała słów, których nigdy wcześniej nie słyszałam – plugawych. Ale musiałam być silna. Stałam oparta plecami o drzwi wejściowe i płakałam z pięścią wciśniętą w usta. Modliłam się do wszystkich bóstw tego świata, by to się udało. Nie otworzyłam wtedy drzwi, jak i nie otworzyłam kilka następnych razy, gdy się dobijała. Nie odbierałam telefonów. Gdy, wynędzniała, stanęła pod moją pracą, ominęłam ją, jakbym jej nie znała, choć moje serce krwawiło. Nie mogłam jeść, spać, schudłam w trzy miesiące 10 kilo, postarzałam się o dekadę. Ale profesor T., do którego chodziłam co tydzień, utrzymywał mnie w tej decyzji. – Musi być pani silna, za siebie i za córkę – mówił. Byłam silna. Prawie rok. Aż pewnego dnia siedziałam przy kolacji, za oknem trzaskał mróz, księżyc w pełni stał wysoko na bezchmurnym niebie. Patrzyłam w okno, jedzenie leżało nietknięte na talerzu. I nagle po prostu wstałam i poszłam szukać córki. Nie byłam w stanie zrobić niczego innego. Szukałam jej dwa dni – nie wracając do domu, nie śpiąc Chodziłam po melinach, pytałam, płaciłam. I w końcu ktoś wskazał mi miejsce, gdzie mogła być. Jakiś squat na granicy miasta. Zdążyłam w ostatniej chwili – leżała w barłogu, półnaga, brudna, wymarznięta, umierająca z przedawkowania. Obok niej spał brudny facet z opuszczonymi spodniami. Nawet nie chciałam myśleć, co to znaczy. Tylko to mogło mnie uratować przed załamaniem. Karetka zawiozła Maję do szpitala, lekarze zaczęli ją ratować… ale było za późno. Moja córka zmarła. Gdybym jej nie odszukała, nawet bym nie wiedziała, co się z nią stało! Profesor T. powiedział tylko: – Cóż, zdarza się i tak. Najwyraźniej nie miała w sobie woli. – Ale tego pan w swojej książce nie napisał – krzyczałam. – Nie powiedział pan słowa o tym, jak rozpoznać, komu może się udać, a komu nie. – Tego nikt nie wie – odparł. – Takie jest życie. Ale pani spróbowała… – Bzdury – płakałam. – Gdybym jej nie odrzuciła, wciąż by żyła. Zaopiekowałabym się nią. Miałaby dokąd wrócić, żyłaby jak człowiek, nie jak zwierzę! I może pewnego dnia coś by się wydarzyło, mężczyzna, dziecko, Bóg… Dlaczego innym się udało, a jej nie? Dlaczego mnie się nie udało? Milczał. Cóż mógł powiedzieć. Że świat jest niesprawiedliwy i nikt nie wie, jakie działanie gwarantuje korzystny skutek? To już sama wiem. Czytaj także: „Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością" Moja córka się ode m ie odcina że robili wesele na 100 gości a cała nasza rodzina poszła nań i dobrze się bawili doskonale wiedząc że my nie dostaliśmy zaproszenia.jej własni Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-05-08 20:01:16 orchide@ Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-26 Posty: 58 Wiek: 28 Temat: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Moje wątki można zanalść tu na forum więc nie będe sie inny problem z którym nie daję sobie rady wszysty znajomi i rodzina męża mnie skreślili kurcze mamy małą córeczkę która także nie liczy sie dla nich gdyby nie moja rodzina pewnie bym ciekawa jakie jest wasze zdanie na ten temat czy rozwód to jakaś choroba bo sama nie wiem jak to sobie "Miłość to dwie samotności, które spotykają się i wzajem wspierają." - Rainer Maria Rithe 2 Odpowiedź przez Pella 2010-05-08 20:07:37 Pella Netbabeczka Nieaktywny Zawód: wciąż się uczę Zarejestrowany: 2010-05-05 Posty: 487 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Hmmm...Skoro się odwrócili,to najwyraźniej nie byli że rodzinka męża się odwróciła,to nic są po jego tu często,a znajdziesz namiastkę tego,czego jest naprawdę miło,zobacz na moim przykładzie - 3 dni i odejść od komputera nie mogę Jeśli stoisz przed trudnym zadaniem, pamiętaj, że stary dąb był kiedyś małą roślinką. 3 Odpowiedź przez beba62 2010-05-08 20:15:26 beba62 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-07 Posty: 132 Wiek: 38 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Sama jestem przed rozwodem. Nie jest to dla mnie łatwe, ale decyzja została podjęta przez meza. Mimo, ze walczyłam, nic nie wskórałam. Jednak nie czuje sie gorsza od innych, bardziej mnie meczy kwestia przyszłosci i niezrozumienia, dlaczego:(przeciez nie kto nie wnika w te tematy i nie stara sie rozumiec, gdzie lezy naprawde wina i ze takie sytuacje są jak najbardziej ludzkie, jest ignorantem, taki sarmatyzm, konserwatyzm, tradycjonalizm, czasem nawet średniowieczne poglądy, Dla mnie to zwyczajny brak chęci doedukowania sie w kwestii ludzkiej natury, ludzich spraw i zwyczajne pójscie na latwizne z mysleniem ktos nie łapie, ze człowiek jest tylko czlowiekiem a rozwód, to nie prostytucja czy handel narkotykami, to znaczy, ze taki ktos nie wie nic o życiu, a jego zdanie jest naprawde maloistotne. Ja bym olała, PTRZ NA RODZINE,Nie jest wazne, co ludzie o tobie mysla, CO MYŚLĄ CI, KTÓRZY cIE KOCHAJĄ I COS W tWOIM ZYCIU ZNACZĄ I UCZESTNICZĄ W NIM Nadejdzie czas, gdy uznasz, że wszystko skończone. I to będzie L'Amour 4 Odpowiedź przez beba62 2010-05-08 20:18:23 beba62 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-07 Posty: 132 Wiek: 38 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Pella, masz racje:)Rodzina zawsze pójdzie za swoim, i nie jest wazne, jaka krzywde zrobił. W sumie niby mam tesciową wyjątek, ale to na chwile obecną podejrzewam:)Jak mój były zrobi z tamta nowe wnuki, podejrzewam, ze ja i moja córka pójdziemy w odstawkę Nadejdzie czas, gdy uznasz, że wszystko skończone. I to będzie L'Amour 5 Odpowiedź przez orchide@ 2010-05-08 20:33:27 orchide@ Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-26 Posty: 58 Wiek: 28 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Wielkie dzieki dziewczyny!! za słowa otuchy ale jest naprawdę się. "Miłość to dwie samotności, które spotykają się i wzajem wspierają." - Rainer Maria Rithe 6 Odpowiedź przez Pella 2010-05-08 22:46:01 Pella Netbabeczka Nieaktywny Zawód: wciąż się uczę Zarejestrowany: 2010-05-05 Posty: 487 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Widzisz ! Dobrze,że trafiłaś na netkobiety. Jeśli stoisz przed trudnym zadaniem, pamiętaj, że stary dąb był kiedyś małą roślinką. 7 Odpowiedź przez Liwia 2010-05-08 22:51:32 Ostatnio edytowany przez Liwia (2010-05-08 22:52:18) Liwia Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-10 Posty: 1,628 Wiek: 40-1 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Ode mnie też się odwróciła rodzina męża-siostra, brat, jego żona.....Boli mnie to dlatego, że zawsze mogli na mnie liczyć, zawsze podawałam im pomocną dłoń, a oni nieobiektywnie (lub wcale) podeszli do mojego rozstania z mężem i mnie olali. Skreślili mnie ze swojego życia totalnie, chociaż nie mogli mi nic zarzucić, ale jak to mówią "kto ma miękkie serce, musi mieć twardy tyłek"!!! Dla mnie to ich zachowanie to prostactwo na całej linii, nigdy nie wiesz przecież co cię w życiu czeka.... "Na zawsze i na wieczność uczyńmy z życia święto, by będąc tu przez chwilę wszystko zapamiętać. Nasza droga nigdy się nie skończy....." Wilki 8 Odpowiedź przez Pella 2010-05-08 22:58:47 Pella Netbabeczka Nieaktywny Zawód: wciąż się uczę Zarejestrowany: 2010-05-05 Posty: 487 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Liwia - serdecznie współczuję,że kiedykolwiek cokolwiek miałaś z nimi jakieś chamidła,zero dyplomacji. Jeśli stoisz przed trudnym zadaniem, pamiętaj, że stary dąb był kiedyś małą roślinką. 9 Odpowiedź przez kenzo254 2010-05-08 23:35:47 kenzo254 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-17 Posty: 113 Wiek: 30+++ Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Drogie Panie...to niestety normalna kolej rzeczy w prawie w 99% przypadków...tak to już jest, że w takich sytuacjach rodzina ( męża ) nie potrafi być obiektywna i spojrzeć z właściwego punktu widzenia...byłaś X czasu w danej rodzinie, aż tu nagle nie istniejesz...cóż tacy są niektórzy...ale nie ma co się przejmować..świadczy to tylko o tym, że należy się od takich trzymać z daleka bo niewiele są warci...myśleć o sobie i budowaniu nowego lepszego świata i pokazać im wszystkim, że bez nich nam lepiej i świetnie sobie radzimy...to najsłodsza zemsta...cieszyć się życiem i realizować nowe plany....pięknieć duchowo i fizycznie każdego dnia na przekór wszystkim i wszystkiemu...nie dajcie się stłamsić....bierzcie życie w swoje ręce i pokażcie na jak wiele WAS stać;-))to działa....sprawdziłam;-)) być dobrym dla dobrych i być tak samo dobrym dla tych, którzy nimi nie są.... 10 Odpowiedź przez Batrix 2010-05-09 16:43:02 Batrix Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-10 Posty: 318 Wiek: 35 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Dziwczynki...to nie zawsze jest regułą ,ze rodzina mężą idzie za Nim....i trzyma jego mieszkam tuz obok rodziny męża....nikt tak mnie nie wspierał....nie wyrywał ze strasznej rzeczywistości jak moja mnie na kawę ,fitnes..płakała razem ze gdy tylko sie dowiedziała też się z Nim pokłóciła...próbowała tłumaczyć, nawet i tej "jej".Mój teść płakał ,tulił mnie i od Niego mocne słowa,ze synową ma jedną i po prostu nie miałaś szczęścia... ,rodzina mojego mężaa od zawsze była moją rodziną też:))) Niestety teraz już to wiem....dozgonna miłość jest przereklamowana...... 11 Odpowiedź przez beba62 2010-05-09 17:17:33 beba62 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-07 Posty: 132 Wiek: 38 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Mnie moja tesciowa teraz wspiera, nie akceptowała mnie chyba z trzynascie lat naszego zwiazku, od jakis dwóch lat zaczeła, teraz jest za mną, ale to nigdy nie vedzzie rodzina i prędzej czy pózniej, zaakceptuje nowa nsynową. Nowa synowa ma dom marzen, dwa autka, basenik, ogród, firmę, jezdzi po siwecie, a ja mam co? sama milosc do jej syna i wnuczkę jej. Nadejdzie czas, gdy uznasz, że wszystko skończone. I to będzie L'Amour 12 Odpowiedź przez krokusik 2010-05-10 18:55:09 krokusik Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-31 Posty: 38 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwróciliA wolalabys , zeby ciagle cie nawiedzali?? Ty zaczynasz nowe jestem za tym, zeby dziadkowie zabierali wnuczke do siebie, ale bez twojego udzialu. Ty juz po prostu do tej rodziny nie nalezysz....laczy was tylko juz dziecko. 13 Odpowiedź przez Batrix 2010-05-10 19:07:53 Batrix Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-10 Posty: 318 Wiek: 35 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili krokusik....wybacz ale nie do końca mogę się z tym ktoś jest twoja rodziną od 15 czy 20 czy iluś tam lat,to ROZWÓD Z MĘŻEM NIE OZNACZA ROZWODU Z RODZINĄ .....wszystko zależy od tego ,czy traktowałaś ich przez ten okres jak ludzi Ci z rodziną męża nie łączy tylko dziecko...ja ich kocham jak moja rodzoną z nimi większość mojego życia. Niestety teraz już to wiem....dozgonna miłość jest przereklamowana...... 14 Odpowiedź przez krokusik 2010-05-11 06:27:29 krokusik Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-31 Posty: 38 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwróciliTo chyba za bardzo im ufalaś, bo oni chyba tak widocznie o tobie nie mysla, jesli sie odizolowali teraz od was. A moze boja sie, ze wy nie chcecie z nimi juz miec nic wspolnego. Albo ....twoj byly zabronil im kontaktow z wami?Rozwod jest bardzo traumatyczna sytuacja i trzymam za ciebie kciuki, zeby sie wszystko ulozylo po twojej ze moze z czasem zrozumieja , ze zle postepuja. 15 Odpowiedź przez orchide@ 2010-05-11 15:29:12 Ostatnio edytowany przez orchide@ (2010-05-12 20:47:21) orchide@ Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-26 Posty: 58 Wiek: 28 Odp: Rozwód.. dlaczego wszysty sie odemnie odwrócili Jestem pewna że ich nastawienie sie nie zmieni a najgorsze jest to że mąz coraz częsciej wspomina o zamieszkaniu razem i daniu sobie szansy a o rozwodzie tak jak by zapomniał i o tym napisanym pozwie. co ja mam robićDać mu szanse czy to ma sens!!! "Miłość to dwie samotności, które spotykają się i wzajem wspierają." - Rainer Maria Rithe Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Nie rozumiem, dlaczego moja rodzina, nie chce mnie wysłuchać. Grzesiek nakłamał im w żywe oczy, a teraz oni myślą, że nie zasługuję na to, żeby spędzać z nimi czas. Matka, ani ojciec nawet nie odbierają ode mnie telefonów. Całkowicie się odcięli. Słyszałam od znajomych, że cały czas spotykają się z Grześkiem.

Maks od początku wojny uczy uchodźców z Ukrainy języka polskiego. O działaniach Rosji mówi wprost. – To największa zbrodnia wojenna w nowoczesnej historii. Tego nie można wybaczyć, nie można opłacić przez reparacje, nie można zapomnieć Gdy sprzeciwił się działaniom Rosji i wsparł Ukrainę, część rodziny zerwała z nim kontakt – Wspieranie tej wojny to działanie przeciw człowieczeństwu. Nie mogę zaakceptować poparcia zbrodni, gwałtów, zabójstw, robionych przez rosyjskich żołnierzy. Nigdy nie wybaczę tego moim krewnym – przyznaje Maks I dodaje: – Chciałbym wierzyć, że jestem im bliższy niż Putin. Jednak tak nie jest. Przykro mi bardzo, ale wolę zostać po stronie sprawiedliwości, nawet jeżeli to oznacza utratę rodziny Więcej takich historii przeczytasz na stronie głównej Onetu Tomasz Pajączek, Onet: Jak po ponad trzech miesiącach wojny ocenia pan to, co Rosja robi w Ukrainie? Maks, Rosjanin mieszkający we Wrocławiu: Moje postrzeganie wojny się nie zmieniło. Sytuacja jest makabryczna. To, co robi Rosja, to największa zbrodnia wojenna w nowoczesnej historii. To nie do pomyślenia, co rosyjscy żołnierze robią ze zwykłymi ludźmi, z kobietami i dziećmi. Gwałcą i mordują. Tego nie można wybaczyć, nie można opłacić przez reparacje, nie można zapomnieć. Myślę, że dopóki istnieje Rosja taka jak teraz, której obywatele nie są połączeni niczym wspólnym, oprócz oczywiście służb i rządu, to ona zawsze będzie zagrożeniem dla pokoju na świecie. Ta wojna pokazuje jednak, że rosyjska armia wcale nie jest taka potężna, jakby się mogło wydawać. A jak pan ocenia zachowanie milczących Rosjan? Ci, którzy mieszkają w Rosji, są od dziecka karmieni propagandą. Ich zachowanie wcale mnie nie dziwi. Nie mogę jednak zrozumieć tych Rosjan, którzy od lat mieszkają w krajach Unii Europejskiej albo w USA, i nadal wspierają działania Rosji i Putina. A ich dzieci, które nigdy Rosji nie widziały, robią sobie zdjęcia na tle jej flagi. Flaga rosyjska jest dziś symbolem zła? Tak. Rosyjskie barwy to dziś symbol zła i terroryzmu. ZOBACZ: Finał głośnej sprawy śmierci Pauliny Antczak. "Jest obawa przed jej wyjaśnieniem" Dalsza część wywiadu znajduje się pod wideo "Nadal się boję" Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie chciał pan pokazać swojego wizerunku. Dlaczego? Ze strachu. Jak mieszkasz w Rosji, nigdy nie możesz spokojnie spać i spokojnie chodzić po ulicy. W każdej chwili mogą po ciebie przyjść i zatrzymać pod byle pretekstem. Jak to mówią: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Tortury i groźby to w Rosji normalna rzecz. Gdy człowiek znajdzie się w takiej sytuacji, podpisze wszystko. To moje najbardziej kolorowe wspomnienie z Rosji z lat dzieciństwa: bezgraniczny strach porannego pukania do drzwi. I radość, że przyszli po sąsiadów. Jak widzisz policjanta, to już czujesz się winowajcą. Tak jesteśmy wychowywani. Kilka pokoleń narodu bitego kijami i butami policji. Nawet teraz jak widzę policję, to przechodzą mnie dreszcze. Potem przypominam sobie, że policja tutaj pomaga ludziom, chroni społeczeństwo. Miałem kilka kontaktów z funkcjonariuszami polskiej policji. Bardzo mili ludzie, uprzejmi, starają się pomoc i kilka razy bardzo pomogli. To dla mnie niezwykłe, że jestem traktowany przez nich jak człowiek. Jestem bardzo dumny, że ten niebieski mundur broni też mnie. Co się stało, że zmienił pan zdanie odnośnie do wizerunku? Po naszej rozmowie długo o tym myślałem, że od kilku lat mieszkam w demokratycznym państwie i nadal się boję. Boję się powiedzieć, kim jestem i co myślę, boję się pokazać. A ja nie chcę dłużej się bać. Nie można żyć w strachu przez całe życie. Urodziłem się w Rosji, ale nigdy nie byłem jej fanem. Nie czuję się Rosjaninem. Nie wiem, czy mam prawo powiedzieć, że czuję się Polakiem. Ale tu jest mój dom. Uwielbiam Polskę. Według rodzinnych legend oraz testu genetycznego wiem, że byli tutaj moi przodkowie. Widzę, jak Polska broni takich wartości jak rodzina, religia, ojczyzna. Jak wspiera Ukrainę. Jak Polacy pomagają uchodźcom. Naród jest zjednoczony w tej sytuacji. Robi to na mnie olbrzymie wrażenie. Chcę być tego częścią. Chcę zrobić coś naprawdę dobrego dla państwa i społeczeństwa. CZYTAJ: Śmierć po interwencji policji we Wrocławiu. Opole zajmie się śledztwem "Chciałbym zostać Polakiem" Będzie się pan starał o polskie obywatelstwo? Chciałbym zostać Polakiem. To jest moje marzenie. Niczego tak nie chcę, jak służyć barwom polskiej flagi. Znaleźć w obywatelach Polski rodaków. Ale nie wiem, jak szanowny pan prezydent zdecyduje. Nie obawia się pan, że przez działania Rosji w Ukrainie, Rosjanom trudniej będzie teraz o polskie obywatelstwo? Nie mam pojęcia, jaki wojna będzie miała wpływ na takie decyzje. Mam nadzieję, że wszystkie przypadki są i będą rozpatrywane indywidualnie i ludzie nie będą wrzucani do jednego worka. Moja żona też pochodzi z Rosji. Ma polsko-ukraińskie korzenie i może starać się o ukraińskie obywatelstwo. POLECAMY: Wrocław znów żyje koszykówką. Śląsk walczy, by odczarować klątwę Uczy pan polskiego Ukraińców, którzy uciekli do Wrocławia przed wojną. Jaka była ich reakcja, gdy powiedział pan, że jest Rosjaninem? Już na pierwszych zajęciach powiedziałem, skąd jestem. Liczyłem się z tym, że ktoś może z tego powodu przepisać się do innej grupy. Ale nikt tego nie zrobił. Nie spotkałem się z żadnymi nieprzyjemnościami, ale też od początku mówiłem, co naprawdę myślę o Rosji. Zajęcia z uchodźcami prowadzę przy parafii św. Alberta. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Skończyłem filologię rosyjską, więc coś tam wiem o nauce języka. To mój zawód, choć oczywiście pierwszy raz uczę kogoś polskiego. Jeśli tak mogę pomóc, to chcę to robić. Chcę ich nauczyć podstaw, by mogli się porozumieć w sklepie albo załatwić jakąś sprawę w urzędzie. Naukę zaczęliśmy od alfabetu. Tłumaczyłem im jak czytać poszczególne litery. Teraz przerabiamy gramatykę i zaczynamy rozmawiać po polsku. Robimy postępy, bo na początku komunikowaliśmy się głównie po rosyjsku. Rozmawiacie o wojnie? Nie inicjuję takich rozmów, ale jak ktoś ma potrzebę, żeby o tym porozmawiać, to jestem otwarty. Zdaję sobie sprawę, że dla tych, którzy stracili dom, bliskich i musieli uciekać, to może być bolesny temat. Oni uciekli od śmierci, od wielkiego cierpienia. Teraz żyją tutaj jak my. Mówił pan, że po tym, jak wsparł Ukrainę, część bliskich nazwała pana faszystą i usunęła ze znajomych. Rodzice też się od pana odwrócili? Fakt, że część rodziny się ode mnie odwróciła, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Wspieranie tej wojny to działanie przeciw człowieczeństwu. Nie mogę zaakceptować poparcia zbrodni, gwałtów, zabójstw, robionych przez rosyjskich żołnierzy. Nigdy nie wybaczę tego moim krewnym. Chociaż to bardzo smutne, kiedy rodzina jest podzielona. Chciałbym wierzyć, że jestem im bliższy niż Putin. Jednak tak nie jest. Przykro mi bardzo, ale wolę zostać po stronie sprawiedliwości, nawet jeżeli to oznacza utratę rodziny. Teraz, z tamtej strony, kontaktuję się już tylko z mamą. Od rozpoczęcia wojny policja co tydzień przychodzi do jej domu i pyta o mnie i moje wpisy w mediach społecznościowych, w których potępiam politykę Rosji. Mówią, żebym wracał, bo chcą ze mną "porozmawiać". Wiadomo, jaki jest język takich rozmów: tortury i szantaż. POLECAMY: Excited delirium. Śmierć Igora Stachowiaka, podejrzany profesor i jego teoria bez pokrycia Maks nie ma wątpliwości. "Już jestem zdrajcą" Bałby się pan teraz wrócić do Rosji? Nigdy nie chciałbym tam wracać. Myślę, że w moim przypadku byłoby to bardzo niebezpieczne. Oprócz tego, nic tam nie mam. To kawał ziemi, na której się urodziłem, ale to wszystko. Zrobiliby z pana zdrajcę? Zgodnie z tym co myślę, mówię i piszę, to już jestem zdrajcą. Pomoc uchodźcom z Ukrainy też może być w ten sposób odbierana, jako zdrada. To jest absurd. Rosjanie mieli siłą deportować w głąb Rosji już 1,3 mln Ukraińców, w tym 250 tys. dzieci. Po co? Mogą być traktowani jako tania siła robocza albo posłużyć do rozwijania niezamieszkałych terenów, gdzie nikt nie chce mieszkać. Mogą zostać zakładnikami. Nic co robi Rosja, już mnie nie dziwi. Może tylko przerażać. Jak się panu żyje we Wrocławiu? Fajnie. Uwielbiam to miasto. Podoba mi się otwartość ludzi. To jest moje miejsce. Pierwszy raz w życiu czuję, że jestem w domu. Mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, ale jak przyjdzie wojna, to będę bronił mojego domu przed wrogiem. Rosję traktuję teraz jak wroga. Mer Lwowa Andrij Sadowy mówił tak: "Dla wszystkich normalnych ludzi powinno być jasne: przez najbliższych 50 lat Rosja ma być totalnie izolowana. Nie wolno od nich niczego kupować. Żadnych kontaktów z nimi ani przez kulturę, ani sport". Pan też tak uważa? Zgadzam się z tym w 100 proc. Trochę żal ludzi, bo nie wszyscy są tacy sami, nie wszyscy są źli. Ale to jedyna gwarancja bezpieczeństwa na świecie. Co może zmienić Rosję? Rozbiór tego "imperium" na strefy wpływów, kontrolowane przez cywilizowane państwa. Totalna demilitaryzacja, zakaz produkowania broni jądrowej, chemicznej oraz broni ofensywnej. I jeszcze spory upływ czasu. To pokolenie jest już potępione. Być może wnuki dzisiejszych trzydziestolatków będą miały szanse być normalnymi ludźmi, ale większość Rosjan to dzika horda barbarzyńców i modlę się, żeby Europa nigdy nie poznała tej hordy. * Maks prosi, by do czasu, kiedy jego mama nie wyjedzie z Rosji i będzie bezpieczna, nie podawać jego nazwiska.

Również odeszłam od męża po 10 latach dla innego mężczyzny. Zaszłam z nim w ciążę i musiałam zdecydować co dla mnie i dzieci będzie najlepsze. Mimo, iż mama i bracia oraz 90% kuzynowstwa i wujowstwa się ode mnie odwróciła, to wybrałam tego drugiego.

fot. Adobe Stock, highwaystarz Moje życie łatwe nie było i wiele w tym mojej winy. Jak człowiek jest młody, to popełnia błędy i nie wszystkie da się naprawić. Co z tego, że z mojej strony była dobra wola, skoro inni nie chcieli ze mną rozmawiać. Ale po kolei. Ożeniłem się dość wcześnie, bo wpadliśmy. I dziś wiem, że decyzja o ślubie była błędem. Nie pasowaliśmy do siebie z Mariolą. Gdyby nie ciąża, pewnie byśmy się rozstali. Ale miało być dziecko i jakoś tak wydawało mi się, że przyzwoicie jest założyć rodzinę. Tym bardziej, że Mariola naciskała na ślub, nie chciała być panną z dzieckiem. A ja byłem za bardzo przestraszony nową sytuacją, żeby zachować rozsądek. I tak w wieku 22 lat zostałem mężem, a niedługo potem ojcem. Źle było od samego początku. Byliśmy za młodzi i zbyt niedojrzali na poważny związek. A dziecko to były dodatkowe obowiązki, które nas przerastały. Oboje chcieliśmy się jeszcze bawić, a nie prać pieluchy i pracować. Na porządku dziennym były awantury. Jednak z czasem wszystko się jakoś uspokoiło Nasi rodzice mówili, że w końcu się dotarliśmy. Ale to było raczej zobojętnienie, a nie rozsądny i odpowiedzialny związek. Każde z nas znalazło sobie swój sposób na życie. Mieszkaliśmy razem, zajmowaliśmy się Olą, płaciliśmy rachunki i na tym nasze bycie razem się kończyło. Męczyłem się w takim związku. Tkwiłem w nim ze względu na córkę. Ale dokuczał mi brak miłości, porozumienia, zwykłej życzliwości. I pewnie dlatego wdałem się w romans. To nie była żadna miłość, ale wspaniała odskocznia. Anka dawała mi wszystko to, czego nie dostawałem w domu. W dodatku od razu ustaliła zasady – jesteśmy partnerami i spotykamy się, dopóki każdej ze stron to odpowiada. Żadnych zobowiązań, żadnych planów na przyszłość. Układ był idealny i świetnie się sprawdzał. Spotykaliśmy się wieczorami, czasem w weekendy. Kilka razy nawet wyjechaliśmy gdzieś na kilka dni – Marioli skłamałem, że jadę na targi. Zresztą ona tak niewiele się interesowała mną i tym, co robię, że chyba nawet nie zauważała, że nie ma mnie w domu. Dlatego spokojnie mogłem prowadzić podwójne życie przez kilka lat! Moja zdrada ją upokorzyła, uraziła jej dumę... Wszystko gruchnęło, kiedy Ola miała 13 lat. Mariola przez przypadek zobaczyła mnie i Ankę. Nie miała wątpliwości, że coś nas łączy. I dostała szału. Wiem, że chodziło jej wyłącznie o swoje dobre imię, o urażoną dumę, a nie o to, że ją zdradzam i krzywdzę. Ale zrobiła z siebie ofiarę nieszczęśliwej miłości. Rozwód, który przecież mógł być kulturalny i spokojny, zmienił się w koszmar. Za wszelką cenę chciała mnie upokorzyć, w sądzie robiła ze mnie potwora. Nawet Olę nastawiła przeciwko mnie. Córka była na mnie zła, uważała, że jestem podły, że zdradziłem nie tylko mamę, ale i ją, że rozbiłem rodzinę. Nie chciała mnie słuchać, gdy tłumaczyłem, że przecież ta rodzina od kilku lat już nie istnieje. W ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. Jak się można było spodziewać, Mariola w sądzie sprawę wygrała – orzeczono rozwód z mojej winy. Zasądzono mi alimenty, musiałem się natychmiast wyprowadzić. To zresztą zrobiłem z przyjemnością, uwalniając się z tego piekła. Z Anką byłem potem jeszcze przez dwa lata i zgodnie z zawartym z nią układem, po prostu któregoś pięknego dnia rozstaliśmy się, po przyjacielsku, bez krzyków i awantur. Ona poznała nowego faceta, młodszego, z większą kasą. A ja zostałem sam Źle mi nie było. Wynająłem kawalerkę i robiłem, co chciałem. Jeździłem na ryby, podróżowałem i miałem liczne romanse. Krótkie zazwyczaj, bo na samą myśl o tym, że mógłbym znowu wpakować się w poważny związek, cierpła mi skóra. Jedyne, czego mi brakowało, to kontakt z Olą. Mariola utrudniała mi widzenia z córką, zresztą ona sama, nastawiona przez mamę negatywnie, nie chciała się ze mną spotykać. Miałem nadzieję, że kiedy dorośnie, usamodzielni się, to zmieni zdanie. I nawet przez chwilę wydawało się, że tak się stanie. Kilka miesięcy po swoich osiemnastych urodzinach Ola zadzwoniła do mnie i poprosiła o spotkanie. Ucieszyłem się. Ale ona już na dzień dobry, w pierwszych słowach, wylała mi na głowę kubeł zimnej wody. – Nigdy nie wybaczę ci tego, co nam zrobiłeś – powiedziała. – Ale chociaż ty w stosunku do nas uczciwy nigdy nie byłeś, to ja mam zamiar zachować się w porządku. Dlatego chcę ci powiedzieć, że mam zamiar iść na studia. I w związku z tym mam nadzieję, że nadal będziesz płacił na mnie alimenty. Są mi potrzebne pieniądze – wyjeżdżam do innego miasta i muszę mieć chociaż na czynsz. Zapisałam ci swój numer konta, żebyś pieniądze przelewał bezpośrednio do mnie. – A może jednak pozwolisz, że wytłumaczę ci tamtą sytuację? – zapytałem rozgoryczony. – Nie chciałaś ze mną rozmawiać, nie dałaś mi nigdy szansy, żebym się obronił. Skoro chcesz być uczciwa, to bądź do końca. – Tato, nie interesuje mnie twoje tłumaczenie – powiedziała. – Rozbiłeś naszą rodzinę, skrzywdziłeś mnie. A ja tylko chcę ci powiedzieć, żebyś płacił alimenty, bo inaczej wystąpię o nie do sądu. Nawet nie byłem na nią zły. Wiem, że to wpływ Marioli. Ale było mi przykro. Ola przez całe studia się do mnie nie odzywała. Nie wiedziałem, jak jej idzie, ba, nawet nie wiedziałem, jaki kierunek wybrała. Próbowałem porozmawiać na ten temat z Mariolą, ale to była porażka. – Zostawiłeś ją, więc się nie dziw, że teraz ona zostawiła ciebie – powiedziała z satysfakcją, gdy do niej zadzwoniłem. Całe szczęście, że Ola czasem, rzadko bo rzadko, ale jednak, odzywała się do moich rodziców. To oni mi powiedzieli, że Ola studiuje chemię, że ma chłopaka. Córka zadzwoniła do mnie tylko raz. Powiedzieć mi, że skończyła studia i że mój obowiązek alimentacyjny wygasł. – Naprawdę nie chcesz się ze mną spotkać? – A po co? Powiedziałam ci już, że nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś. Nie chcę utrzymywać z tobą kontaktu. Wywiązałeś się ze swojego obowiązku i na tym koniec. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo cierpiałem.. No, bo czy ja rzeczywiście postąpiłem podle i egoistycznie? Przecież córkę zawsze kochałem. I kocham! Nie zaprosiła mnie na ślub. Obecni byli na nim moi rodzice – o nich pamiętała. Nie widziałem też swojego wnuka, a potem wnuczki – oglądałem tylko zdjęcia, a łzy cisnęły mi się do oczu. „Jestem dziadkiem, a moje wnuki pewnie nawet nie wiedzą, że istnieję!” – czułem ogromny żal. Spróbowałem jeszcze raz nawiązać kontakt z córką. Nic to nie dało. Usłyszałem, że nie pozwoli, żebym kiedyś skrzywdził jej dzieci, tak jak ją skrzywdziłem. W końcu dałem sobie spokój. Co prawda, nigdy nie wytłumaczyłem sobie, że już nie mam córki, ale zrozumiałem, że jej nie odzyskam. Poza tym w tamtym czasie zacząłem chorować. Najpierw nadciśnienie, potem cukrzyca… Lekarze powiedzieli, że muszę zmienić tryb życia. A to także oznaczało, że muszę zacząć myśleć o sobie i zająć się głównie leczeniem. A już na pewno nie mogłem się denerwować! I wtedy los się do mnie uśmiechnął. Dostałem spadek po wujku. Spory. Mogłem przejść na rentę – co zalecali lekarze – zająć się swoim zdrowiem bez obaw o to, z czego będę żył. Odziedziczyłem kilka warsztatów samochodowych. Sprzedałem je, a pieniądze włożyłem na lokatę. Zmieniłem mieszkanie na większe i w jednym pokoju wstawiłem sprzęt do rehabilitacji i łóżko do masażu. Dzięki temu nie musiałem wystawać w kolejkach do specjalistów – umawiałem się prywatnie, we własnym mieszkaniu. Przynajmniej dwa razy w roku jeździłem też do sanatorium. I podczas jednego z takich wyjazdów poznałem Kasię. Była kuracjuszką, tak jak ja. Młodsza ode mnie o 15 lat. Samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Jedno było już dorosłe. Drugie też, ale chorowało na zespół Downa, więc wiadomo było, że zawsze będzie musiała się nim opiekować. Ten wyjazd do sanatorium był jej pierwszym wyjazdem od wielu lat. – Córka mi go zafundowała – opowiadała mi z uśmiechem. – I na te trzy tygodnie zamieszkała z Pawełkiem. Bo tak, to przecież ja go zostawić samego nie mogę. A pojechać z nim też trudno… Okazało się, że Kasia mieszka w tym samym mieście co ja, więc umówiliśmy się na spotkanie po powrocie z turnusu. Po raz pierwszy w życiu poczułem do kobiety coś więcej niż tylko pociąg fizyczny. I bardzo się bałem, co Kasia o mnie myśli. W końcu, byłem starszy i schorowany. Ale ponieważ lubię jasne sytuacje, więc ją o to po prostu zapytałem. – Myślisz, że moglibyśmy ułożyć sobie życie razem? – Zastanawiałam się nad tym – odpowiedziała, a mnie aż zamurowało. Była taka bezpośrednia. – Dobrze mi z tobą. Ale nie zapominaj, że mam chorego syna. On zawsze będzie mieszkał ze mną. – Wiem – wzruszyłem ramionami. – Poznałem przecież Pawła. I wydaje mi się, że potrafię mieszkać z osobą chorą na zespół Downa. Co prawda, nie mam w tym żadnego doświadczenia, ale przecież jesteś ty. – To znaczy, że myślisz o wspólnym mieszkaniu? – spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – No, a jak? – zapytałem zdziwiony. – Wspólne życie to i wspólne mieszkanie. Wiesz… Z tobą to i ślub bym wziął – dodałem, zaskakując samego siebie. Ale Kasi na ślubie nie zależało. Za to na wspólnym mieszkaniu – tak. – Ale musiałbyś się wprowadzić do nas – powiedziała. – Nie chcę zmieniać Pawłowi życia. – A nie przeszkadza ci, że jestem tak dużo starszy od ciebie? I schorowany? – Ja też nie jestem najmłodsza, a życie mnie zniszczyło – uśmiechnęła się do mnie smutno. – Kocham cię nie za wiek, tylko za to, jaki jesteś. No i przeprowadziłem się do Kasi Za jej radą, wynająłem swoje mieszkanie. – Zawsze to parę groszy więcej – tłumaczyła. A ja przytakiwałem. Nie mówiłem jej o spadku, o lokacie. I tak sobie pomyślałem, że na razie zachowam to w tajemnicy. Pieniądze mogą wiele zepsuć, a nam było ze sobą dobrze. Wreszcie byłem szczęśliwy. Dopiero teraz zrozumiałem, jaki do tej pory byłem samotny. I jak bardzo brakowało miłości w moim życiu. Niestety, kilka lat temu znowu poważnie zachorowałem. Tym razem to był rak, który wiadomo – potrafi być okrutny. Lekarze robili, co mogli, ja dzielnie walczyłem, a Kasia mnie wspierała. Ale kilka miesięcy temu okazało się, że pojawiły się przerzuty. Wiedziałem, co to oznacza. Kasia też. Najpierw płakaliśmy. Ona krzyczała, dlaczego nas to musiało spotkać. Dlaczego, gdy wreszcie się poznaliśmy i jak rozbitkowie przytuliliśmy do siebie, to mnie dopadło raczysko. Ale potem przyszło opamiętanie. Postanowiliśmy wykorzystywać każdą chwilę razem, nie mówić o chorobie, tylko cieszyć się tym życiem, które nam pozostało. A ja postanowiłem uporządkować swoje sprawy. Po pierwsze spisałem testament. Wszystko, co mam, zapisałem Kasi i jej dzieciom. Wydziedziczyłem Olę i swoje wnuki. Co prawda, miałem wyrzuty sumienia, ale w końcu doszedłem do wniosku, że muszę zadbać o tych, którzy mnie kochają, a nie o tych, którzy mnie odtrącili. Kasi nic nie powiedziałem. Po pierwsze, ustaliliśmy, że o chorobie i śmierci nie będziemy rozmawiać. A po drugie, nie chciałem, żeby teraz o tym myślała. No i obawiałem się, że nie przyjmie tego daru. Będzie uważała, że jej się nie należy, że mam swoją biologiczną córkę. A ja decyzji już nie zmienię! Moja eks wychowała córkę na potwora! Kilka dni temu znowu wylądowałem w szpitalu. Kolejna chemia, kolejne badania. I nagle odwiedziła mnie… Ola! Nie wiem, w jaki sposób dowiedziała się o mojej chorobie, o spadku i o testamencie. Pewnie wygadała się moja ciotka, siostra mamy. Moi rodzice już nie żyją, z siostrą mamy moja córka nadal utrzymywała sporadyczny kontakt. Ciotka, co prawda, miała nikomu nic nie mówić, ale to starsza osoba, mogła zapomnieć. Tak więc Ola pewnego dnia zjawiła się przy moim szpitalnym łóżku. – Córciu, co tu robisz? – zapytałem zaskoczony na jej widok. Myślałem, że się opamiętała, że chce się ze mną pogodzić. – Nie wiedziałam, że jesteś aż tak chory – powiedziała, patrząc na kroplówki. – A jak miałaś wiedzieć? – nie mogłem się powstrzymać. – Przecież nie utrzymujesz ze mną kontaktu. Dobrze, że zdążyłaś, bo wiele czasu już mi nie zostało. – Przyszłam, bo słyszałam, że wszystko zapisałeś obcym – powiedziała bezlitośnie. A mnie aż zabrakło tchu. – Słucham? O czym ty mówisz? – O testamencie – odparła. Nawet nie usiadła, stała przy łóżku, patrząc na mnie z góry. – Wiem, że wszystko zapisałeś jakiejś swojej nowej kobiecie. – I tylko po to przyszłaś? – zapytałem, unosząc się lekko na łokciach. – Nie interesujesz się mną, moją chorobą, tym, że umieram? Myślisz tylko o pieniądzach? – Prawie cię nie znam – stwierdziła. – Bo nie chciałaś mnie znać – podniosłem głos. – Ja szukałem z tobą kontaktu, to ty wyparłaś się ojca! – Który mnie porzucił dla jakiejś baby – Ola też zaczęła krzyczeć. – Wolałeś ją niż mnie! – Nieprawda – opadłem na poduszkę. – Nigdy cię nie porzuciłem. Odszedłem od mamy, bo się nie kochaliśmy i nie tworzyliśmy prawdziwej rodziny. A ja się dusiłem w tym związku, miałem już dość obłudy i oszukiwania. W moim mniemaniu postąpiłem uczciwie. – Uczciwie? – prychnęła. – Poleciałeś za pierwszą lepszą. – Mama też nie jest bez winy – powiedziałem zniechęcony. Nagle poczułem, że mam tego dość. Że już mi nie zależy na kontakcie z Olą. – Idź już. – A co z testamentem? – zapytała, a ja z trudem powstrzymałem łzy. – Jest gotowy i go nie zmienię. – Naprawdę chcesz zapisać wszystko obcej osobie? – Nie jest obca. Była przy mnie, kiedy moja prawdziwa rodzina się ode mnie odwróciła. Pokochała mnie takim, jaki jestem. To ją znam bardziej niż ciebie. I to nie z mojej winy! – Z twojej. Porzuciłeś nas. – Nie. Rozwiodłem się z twoją mamą. Tysiące małżeństw się rozchodzi i potem nadal utrzymują ze sobą kontakt. Twoja mama tego nie umiała. Nastawiła cię przeciwko mnie. Nie mam do ciebie pretensji, bo to nie twoja wina. Ale faktem jest, że od dawna nie jesteś przy mnie. Nigdy nie byłaś. A Kaśka jest mi bliska. – Kaśka? Poleciała pewnie na twój majątek – Ola była bezlitosna. – Ona nic nie wie o moim majątku. Ani o testamencie. Jest przekonana, że jestem biedny, że utrzymuję się tylko z renty i wynajmu mieszkania. Nie ma pojęcia o niczym. I w przeciwieństwie do ciebie, nie przyszła do mnie, umierającego, żeby w ostatnich chwilach mojego życia wyszarpywać mi pieniądze z gardła. Idź już. Nie zmienię zdania. Testament zapisuje się najbliższym osobom. I ja tak zrobiłem. – Obalę go – Ola była aż purpurowa ze złości. – To ja mam prawo… – Nie masz! – uniosłem się znowu. – I nie obalisz. Zrobiłem wszystko, żeby testament był prawomocny. A jak będziesz mi grozić, to zrobię darowiznę. Poszła wreszcie, a ja pomyślałem, że jednak nie znam swojej córki. Że Mariola wychowała ją na potwora. – Cześć – usłyszałem nagle obok siebie głos Kasi i poczułem, jak emocje opadają. Działała na mnie kojąco. – Wybiegała stąd jakaś kobieta. Kto to był? Powiedziałem pierwsze, co mi przyszło do głowy. – Nikt. Pomyliła się. W każdym razie nie przyszła do mnie. I chyba się nie pomyliłem? Czytaj także:„Matka wysłała mnie na studia, a potem załatwiła mi pracę w bankowości. Tylko że ja chciałam mieszkać na wsi...”„Rodzice zawsze zachowywali się jak nieodpowiedzialne dzieci. Wiedzieli, że będę na każde zawołanie, żeby ich uratować"„Moja siostra to łasa na rodzinne pieniądze pijawka. Wysysa z mamy każdy grosz, podczas gdy ja nie dostaję niczego"
TXoSv.
  • 8pz95ofub3.pages.dev/318
  • 8pz95ofub3.pages.dev/340
  • 8pz95ofub3.pages.dev/376
  • 8pz95ofub3.pages.dev/108
  • 8pz95ofub3.pages.dev/36
  • 8pz95ofub3.pages.dev/268
  • 8pz95ofub3.pages.dev/61
  • 8pz95ofub3.pages.dev/321
  • 8pz95ofub3.pages.dev/139
  • rodzina się ode mnie odwróciła